- Cholera jasna! –
zaklęła niska dziewczyna stojąc na lotnisku. Ludzie patrzyli na nią jak na
wariatkę kiedy kopnęła swoją walizkę ze wściekłością. Wzbudzała lekki niepokój.
Szczególnie jej oryginalna fryzura. Ciemne włosy mocno wycieniowane z blond
pasemkami i dwoma dłuższymi kosmykami opuszczonymi na ramiona
w kolorze różowym.
- Może w czymś
pomóc? – zapytał uprzejmie strażnik obcinając ją uważnym spojrzeniem od góry do
dołu i na odwrót. Ubrana też była dość nietypowo. Krótkie czarne spodenki,
długie skarpetki za kolana w czarno-białe paski, do tego glany i czarna
kamizelka narzucona na szarą bluzkę z długim rękawem z nadrukiem „GAZEROCK IS
NOT DEATH!”. Nie wzbudziła sympatii ani współczucia ale jego obowiązkiem było
pomaganie obywatelom. Nawet tym, którzy wyglądem odbiegali od normy.
- Jeśli da rady pan
wrócić ten samolot to proszę bardzo – odpowiedziała chamsko i rzuciła mu wrogie
spojrzenie. Wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego.
- Panienko, tu nie
wolno palić – skarcił ją mężczyzna.
- A gdzie tak pisze?
– syknęła wypuszczając dym ustami. Strażnik już poirytowany jej wulgarnym
zachowaniem wskazał tabliczkę, na której pisało „Zakaz palenia” i spojrzał na
nią z satysfakcją. Westchnęła i zgasiła papierosa o podeszwę swojego buta po
czym wrzuciła peta do kieszeni munduru mężczyzny i odeszła z kpiącym uśmiechem
na ustach. Strażnik podszedł do niej i zatrzymał ją kładąc jej dłoń na
ramieniu. Dziewczyna błyskawicznie odwróciła się zrzucając jego rękę. W jej
oczach można było dostrzec żądzę mordu.
- Nigdy więcej mnie
nie dotykaj – warknęła i odwróciła się napięcie. Mężczyzna stał
zdezorientowany. W końcu pokręcił głową z politowaniem i zajął się
patrolowaniem innej części poczekalni.
Na jej szczęście następny samolot odlatywał
za pół godziny. Postanowiła zaczekać w kawiarni, gdzie mogła w spokoju wypić
poranną kawę, której niestety nie zdążyła zrobić sobie rano. Czas oczekiwania
minął zaskakująco szybko. Kiedy już siedziała wygodnie w samolocie mogła
nareszcie się odprężyć. Ten strażnik zszarpał jej nerwy, które i tak nie były w
dobrym stanie od kilku tygodni. Jej ojciec na nowo zaczął pić, a matka
wyprowadziła się od niego do swojej siostry. Planowali się rozwieść. Caroline w
ogóle to nie obchodziło. Przestała się interesować sprawami rodziny, kiedy
matka zagroziła, że ją wydziedziczy za wygląd. Teraz miała własne mieszkanie na
przedmieściach Londynu i matka nic jej nie mogła zrobić. Właściwie… Teraz była
bogatsza od niej więc miała gdzieś spadek. Była wolna i niezależnie od tego czy
rodzice się zgodzili czy nie – leciała do Japonii. Rozsiadła się wygodnie i
założyła słuchawki. Odprężenie i senność przyszły niewiadomo kiedy i dopiero
stewardesa obudziła ją kilka minut przed lądowaniem. Kobieta uśmiechnęła się do
niej i podała jej szklankę wody. Tak,
takie życie mi odpowiada, pomyślała odwzajemniając uśmiech.
Po wylądowaniu zaczęła się zastanawiać co
dalej. Nie słuchała instrukcji szefa od czasu, gdy wspomniał o Alice Nine.
Przestała wtedy kontaktować ze światem rzeczywistym. Nie wiedziała co ma dalej
robić. Zrezygnowana usiadła na ławce przed poczekalnią. Odchyliła głowę do tyłu
patrząc w niebo, które z każdą chwilą co raz bardziej ciemniało. I co ja mam robić? – przemknęło jej
przez myśl. Mogłam słuchać Daniela,
jęknęła w duchu.
- Caroline
Iscariote? – spojrzała na stojącą przed nią osobę i… dech jej zaparło. Tora we
własnej osobie, stał sobie najspokojniej w świecie przed nią i na dodatek
odezwał się do niej.
- T-tak –
odpowiedziała po angielsku. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że już
nie jest w swojej ojczyźnie. – Tak, to ja. – dodała po japońsku. Mogła wreszcie
wykorzystać to, czego uczyła się przez prawie pięć lat.
- Mam cię zawieźć do
naszego menagera – skinęła głową i wsiadła do czarnej limuzyny. Mężczyzna
usiadł naprzeciwko niej i zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Odwróciła wzrok
wpatrując się w widoki za oknem. Tora uśmiechnął się z satysfakcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz