Strony

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział pierwszy

- Cholera jasna! – zaklęła niska dziewczyna stojąc na lotnisku. Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę kiedy kopnęła swoją walizkę ze wściekłością. Wzbudzała lekki niepokój. Szczególnie jej oryginalna fryzura. Ciemne włosy mocno wycieniowane z blond pasemkami i dwoma dłuższymi kosmykami opuszczonymi na ramiona
w kolorze różowym.
- Może w czymś pomóc? – zapytał uprzejmie strażnik obcinając ją uważnym spojrzeniem od góry do dołu i na odwrót. Ubrana też była dość nietypowo. Krótkie czarne spodenki, długie skarpetki za kolana w czarno-białe paski, do tego glany i czarna kamizelka narzucona na szarą bluzkę z długim rękawem z nadrukiem „GAZEROCK IS NOT DEATH!”. Nie wzbudziła sympatii ani współczucia ale jego obowiązkiem było pomaganie obywatelom. Nawet tym, którzy wyglądem odbiegali od normy.
- Jeśli da rady pan wrócić ten samolot to proszę bardzo – odpowiedziała chamsko i rzuciła mu wrogie spojrzenie. Wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego.
- Panienko, tu nie wolno palić – skarcił ją mężczyzna.
- A gdzie tak pisze? – syknęła wypuszczając dym ustami. Strażnik już poirytowany jej wulgarnym zachowaniem wskazał tabliczkę, na której pisało „Zakaz palenia” i spojrzał na nią z satysfakcją. Westchnęła i zgasiła papierosa o podeszwę swojego buta po czym wrzuciła peta do kieszeni munduru mężczyzny i odeszła z kpiącym uśmiechem na ustach. Strażnik podszedł do niej i zatrzymał ją kładąc jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna błyskawicznie odwróciła się zrzucając jego rękę. W jej oczach można było dostrzec żądzę mordu.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj – warknęła i odwróciła się napięcie. Mężczyzna stał zdezorientowany. W końcu pokręcił głową z politowaniem i zajął się patrolowaniem innej części poczekalni.

Na jej szczęście następny samolot odlatywał za pół godziny. Postanowiła zaczekać w kawiarni, gdzie mogła w spokoju wypić poranną kawę, której niestety nie zdążyła zrobić sobie rano. Czas oczekiwania minął zaskakująco szybko. Kiedy już siedziała wygodnie w samolocie mogła nareszcie się odprężyć. Ten strażnik zszarpał jej nerwy, które i tak nie były w dobrym stanie od kilku tygodni. Jej ojciec na nowo zaczął pić, a matka wyprowadziła się od niego do swojej siostry. Planowali się rozwieść. Caroline w ogóle to nie obchodziło. Przestała się interesować sprawami rodziny, kiedy matka zagroziła, że ją wydziedziczy za wygląd. Teraz miała własne mieszkanie na przedmieściach Londynu i matka nic jej nie mogła zrobić. Właściwie… Teraz była bogatsza od niej więc miała gdzieś spadek. Była wolna i niezależnie od tego czy rodzice się zgodzili czy nie – leciała do Japonii. Rozsiadła się wygodnie i założyła słuchawki. Odprężenie i senność przyszły niewiadomo kiedy i dopiero stewardesa obudziła ją kilka minut przed lądowaniem. Kobieta uśmiechnęła się do niej i podała jej szklankę wody. Tak, takie życie mi odpowiada, pomyślała odwzajemniając uśmiech.
  Po wylądowaniu zaczęła się zastanawiać co dalej. Nie słuchała instrukcji szefa od czasu, gdy wspomniał o Alice Nine. Przestała wtedy kontaktować ze światem rzeczywistym. Nie wiedziała co ma dalej robić. Zrezygnowana usiadła na ławce przed poczekalnią. Odchyliła głowę do tyłu patrząc w niebo, które z każdą chwilą co raz bardziej ciemniało. I co ja mam robić? – przemknęło jej przez myśl. Mogłam słuchać Daniela, jęknęła w duchu.
- Caroline Iscariote? – spojrzała na stojącą przed nią osobę i… dech jej zaparło. Tora we własnej osobie, stał sobie najspokojniej w świecie przed nią i na dodatek odezwał się do niej.
- T-tak – odpowiedziała po angielsku. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że już nie jest w swojej ojczyźnie. – Tak, to ja. – dodała po japońsku. Mogła wreszcie wykorzystać to, czego uczyła się przez prawie pięć lat.
- Mam cię zawieźć do naszego menagera – skinęła głową i wsiadła do czarnej limuzyny. Mężczyzna usiadł naprzeciwko niej i zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Odwróciła wzrok wpatrując się w widoki za oknem. Tora uśmiechnął się z satysfakcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz