- I jak ci się żyje
z nową współlokatorką? – zapytał z uśmiechem James siadając przed córką w
salonie jej mieszkania.
- Źle! – warknęła
zrywając się z fotela i zaczęła krążyć po pokoju.
- Jak to? – zapytał
mocno zaskoczony odpowiedzią Ines.
- Jest wredna i
perfidna! Zachowuje się jakby to było jej mieszkanie. Na dodatek nie obchodzi
jej nic poza gitarą, laptopem i aparatem!
- Przecież i tak
całe dnie będzie spędzała z Alice Nine. Musisz ścierpieć ją tylko w nocy! Czy
to tak dużo?!
- Właśnie! Z nimi!
Myślisz, że jak bym się z nią nie zamieniła miejscami?
- Ona jest
profesjonalnym fotografem! Ty chciałaś zostać tłumaczem…
- Zawsze jest tak
samo! Nigdy nie dajesz mi szansy stanięcia po drugiej stronie obiektywu! –
krzyknęła
i pobiegła do pokoju
trzaskając drzwiami z całej siły.
- Co to za hałas…? –
w progu drugiej sypialni stanęła blada Caroline. Wyglądała na skrajnie
wykończoną. Przetarła oczy rozmazując sobie przy tym makijaż.
- Nie wyglądasz
dobrze. Może zadzwonić po lekarza?
- Czasami dorosłe
kobiety zachowują się jak nastolatki – mruknęła ignorując jego pytanie i
wróciła do środka. Mężczyzna pokręcił głową ze zrezygnowaniem, po czym
westchnął ciężko i opuścił apartament. Obie były dorosłe, w tym samym wieku… A
tak się od siebie różniły. Jedna zachowywała się jak szesnastolatka, a druga
była tajemnicza i poważna. Chyba nigdy
nie zrozumiem kobiet, pomyślał.
- Cholera jasna – zaklęła Caroline. Ostatnio
przeklinanie weszło jej w nawyk. Robiła to bardzo często. Oczywiście zwykle
mając konkretny powód. – Gdzie jest ten pieprzony statyw?! – krzyknęła
wywalając całą zawartość szafy na podłogę, gdzie leżała już spora część jej
ubrań pospiesznie wyrzucony z garderoby. Ze złością zatrzasnęła drzwi szafy i
usiadła na fotelu wplatając palce we włosy w akcie krańcowej desperacji. Za godzinę
miała się spotkać z menadżerem Alice Nine i razem mieli pojechać na sesję
zdjęciową. Jeszcze była w rozsypce. Nie
ubrana, nie uczesana, a co dopiero makijaż. Na dodatek zapodziała statyw
aparatu. Po chwili, gdy już się uspokoiła uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Pod łóżkiem –
szepnęła i wyciągnęła stamtąd statyw. Odetchnęła z ulgą i zapakowała cały
sprzęt do czarnej torby. Wśród sterty ciuchów odnalazła czarne rurki, trampki,
szarą bluzkę i białą skórzaną kurtkę. Ubrała to na siebie błyskawicznie i wpadła
jak burza do łazienki. Zrobiła szybko makijaż i ułożyła jako tako włosy.
Chwyciła torbę i wyszła z sypialni zamykając ją na klucz. W apartamencie
panowała cisza co oznaczała, że Ines jeszcze śpi. Caroline była z tego powodu
zadowolona. Przynajmniej nie musiałaby wysłuchiwać narzekań dziewczyny na to,
że pracuje z Alice Nine. Przed apartamentowcem czekał już James Roberts. Jak
zawsze elegancko ubrany. Uśmiechnął się do dziewczyny w ogóle nie zawracając
sobie głowy tym, że wczoraj wyglądała jak śmierć. Mieli pół godziny dlatego nie
jechał zbyt szybko.
- Jak ci się mieszka
z Ines? – postanowiła poznać opinię Caroline. Może jego córka przesadzała…?
- Nie jest tak źle.
Nie wchodzimy sobie w drogę – odpowiedziała wymijająco patrząc na drogę.
Myślami błądziła zupełnie gdzie indziej. Zastanawiała się jacy chłopcy są
prywatnie. Nie mogła się doczekać spotkania ale też
i bała się go
trochę.
- Denerwujesz się? –
mimowolnie skinęła głową. – Nie musisz. Są naprawdę bardzo sympatyczni.
Uśmiechnął się do
niej pocieszająco na co ona odpowiedziała tym samym chociaż nadal była blada, a
dłonie jej drżały kiedy wysiadała z samochodu przed dużym budynkiem. Weszli po
schodach na drugie piętro skąd dochodziła gwar rozmów tłumu ludzi. Makijażyści
i fryzjerzy mijali się na korytarzu co chwilę znikając
w którymś z
pomieszczeń. James zaprowadził ją do obszernej sali, gdzie ustawione już były
dekoracje. Rozstawiła swój sprzęt i sprawdziła oświetlenie. Wszystko było w
idealnym porządku. Nie musiała się więc za bardzo wysilać. Po kilkunastu
minutach pięciu chłopaków weszło na salę i zaczęła się sesja. Caroline
całkowicie zapomniała o strachu i zdenerwowaniu. Po tej stronie obiektywu czuła
się pewnie i bezpiecznie. Była spokojna, że nie musi stać z tamtej strony.
Wreszcie była w swoim świecie. Naprawdę kochała robić to czym się zajmowała. A
gdy jeszcze miała okazję fotografować kogoś, kogo uwielbia… Była w siódmym
wręcz niebie. Po godzinie zarządzono przerwę. Caroline wyciągnęła laptopa i
usiadła na podłodze. Przejrzała wszystkie zdjęcia, które do tej pory zrobiła.
Uznała, że nie trzeba będzie ich powtarzać i z niejaką ulgą rozejrzała się po
pomieszczeniu. Zespół siedział na krzesłach w drugim końcu sali. Tora czasami
zerkał na dziewczynę ale ona
w ogóle się tym nie
przejmowała. Jak gdyby nigdy nic popijała sok z butelki patrząc to na
chłopaków, to na swój sprzęt. Kolejne dwie godziny później nareszcie skończyli.
Caroline odetchnęła głęboko. To była męcząca praca acz dawała wiele
satysfakcji. Otarła czoło rękawem bluzki i z wdzięcznością przyjęła butelkę
zimnej wody od… Właśnie. Kiedy wypiła połowę zawartości spojrzała na swoje
wybawiciela i zakrztusiła się. Kaszląc próbowała w ogóle na niego nie patrzeć.
Nabrała głęboko powietrza i spojrzała na Torę na nowo przybierając
nieodgadniony wyraz twarzy. Odkaszlnęła jeszcze kilak razy. Po chwili dołączył
do nich Shou i reszta zespołu. Najwidoczniej menadżer powiedział im, aby się
grzecznie przedstawili nowej pani fotograf.
- Sakamoto Takashi –
Saga ucałował wierzch jej dłoni na co ona zrobiła bardzo zdezorientowaną minę
ale po sekundzie zreflektowała się.
- Miło mi, Caroline
Iscariote – powiedziała uśmiechając się delikatnie ale w jej oczach nadal nie
było żadnych emocji.
- Kohara Kazamasa – powiedziała blondyn po czym przedstawił resztę zespołu. Kiedy rozmowa miała się
rozkręcić podszedł do nich James i położył dłoń na ramieniu Caroline.
Zorientował się jak bardzo dziewczyna jest zmieszana i zawstydzona wiec
wkroczył do akcji, aby uratować ją przed kompromitacją.
- Caroline na pewno
jest zmęczona. Odwiozę ją już do domu. Jeśli chcecie sobie porozmawiać to
umówmy się na obiad – powiedział patrząc wyczekująco na chłopaków. Shou skinął
z uśmiechem głową. Po kilku minutach wspólnego dogadywania się postanowili
zjeść razem obiad, jutro o 14:00 w eleganckiej restauracji w centrum.
Właściwie… Caroline nie miała na to żadnego wpływu. Na dodatek Tora zaoferował
się, że po nią przyjedzie, ponieważ pan Roberts musiałby nadkładać drogi. Mogę czuć się mocno wkopana, pomyślała z
rezygnacją kiwając głową na znak zgody.
- To świetnie.
Caroline, zbierz swój sprzęt i za dziesięć minut spotkajmy się przy wyjściu –
powiedział z radością i odszedł
załatwić formalności. Caroline stała chwilę przed chłopakami po czym w milczeniu
zebrała aparaturę i schowała do torby. Pożegnała się z nimi i szybko odeszła.
Kiedy stała przed budynkiem uświadomiła sobie, że zapomniała laptopa. Odwróciła
się napięcie z zamiarem powrotu i… wpadła na Nao. Trzymał w rękach jej laptopa
uśmiechając się pogodnie.
- Zapomniałaś czegoś
– powiedział oddając dziewczynie jej własność.
- Dziękuję bardzo.
Nie wiem co bym bez niego zrobiła – powiedziała z ulgą trzymając swoje
„dziecko”. Miała tam wszystkie zdjęcia i informacje. Laptop zawierał prawie
całe jej życie.
- To do zobaczenia
jutro – powiedział wesoło i wrócił do środka. Miał
rację, są naprawdę mili, pomyślała czekając na Jamesa. Po chwili przyszedł
i przepraszając ją za to, że musiała tak długo czekać odjechali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz