- Hej, Ines - zaczęła niepewnie Caroline, mieszając łyżeczką kawę w
kubku. Ciemnowłosa spojrzała na nią znad laptopa, zdejmując okulary.
Właśnie pracowała nad ciężkim fragmentem dokumentu, który miała
przetłumaczyć.
- Czego chcesz? - zapytała oschłym tonem,
spoglądając znów w ekran. - Deadline mi się zbliża, nie mam czasu na
pogawędki o niczym.
- Przepraszam - odparła ze skruchą. Odkąd
tylko się pojawiła nie za dobrze im się układało, a od kilku dni
panowała między nimi naprawdę napięta atmosfera. Ines nie podobało się,
że to Caroline pracuje z nimi. Choć sama niewiele miała wspólnego z
profesjonalną fotografią. Częściej stała po drugiej stronie obiektywu. -
Chciałam po prostu przeprosić. Wiem, że nie układa nam się za dobrze.
Myślałam, że możemy jakoś to naprawić. Ale chyba za bardzo mnie nie
lubisz. - Westchnęła ciężko i wstała od stołu, aby dłużej już jej nie
przeszkadzać. Miała zamiar zamknąć się w pokoju i popracować na
zdjęciami, skoro dziewczyna tak bardzo miała jej dosyć, że nie potrafiła
nawet uprzejmie się odezwać.
- Poczekaj, masz rację. - Dziewczyna
zamknęła laptopa i spojrzała na nią. - Nie byłam wobec ciebie w
porządku, a w końcu nie jesteś taka zła. Siadaj, pogadajmy. Aż tak mało
czasu nie mam.
Caroline wróciła na swoje miejsce i upiła kilka łyków gorącego napoju.
- Wiem, że nie bardzo ci odpowiada, że pracuję z Alice Nine. Twój ojciec mnie o tym poinformował.
-
Och, on zawsze robi coś, co wyprowadza mnie z równowagi. Niekoniecznie
świadomie, ale ulokowanie cię tutaj było perfidne - mruknęła Ines,
masując palcami nasadę nosa. Była zmęczona pracą, a ciągłe zgrzyty
między nimi nie poprawiały jej samopoczucia. - Uwielbiam ich muzykę,
miałam okazję się z nimi spotkać kilka razy, w końcu tato z nimi
pracuje, musiało to kiedyś nastąpić. Są naprawdę sympatyczni, a Shou...
Shou jest wyjątkowy. Cała reszta traktowała mnie jak po prostu córkę ich
menadżera, kulturalnie ale nie byli zbyt wylewni. A on zachowywał się
zupełnie na luzie, rozmawiał ze mną, dowcipkował, był bardzo miły.
-
Nie każdy z nich jest taki sympatyczny, Tora na przykład. - Caroline
uśmiechnęła się nieznacznie. Po raz pierwszy od jej przyjazdu rozmawiały
normalnie. Chciała to wykorzystać i podpytać ją o przeszłość. Miała
wrażenie, że znają się znacznie dłużej niż te kilkanaście dni, ale Ines
unikała tego tematu jak ognia. - Słuchaj, jest coś, o co chciałam
zapytać. Nie obrażaj się, nie denerwuj, to tylko pytanie. Po prostu
jedna sprawa nie daje mi spokoju. Mieszkałaś przed długi czas w
Londynie, prawda? - Kiedy ciemnowłosa skinęła głową, blondynka
postanowiła kontynuować. Gorzej już przecież być nie mogło. - Nie chcę
być niemiła, naprawdę, ale jestem prawie na sto procent pewna, że
znałyśmy się wtedy, ba! że nawet chodziłyśmy razem do szkoły.
Roberts odetchnęła głęboko, przymykając na chwilę oczy.
- Dłużej już chyba nie mogę tego ciągnąć. Pamiętam cię. Ciebie, Ninę, Harry'ego... Całą resztę także.
-
Dlaczego przez tyle czasu udawałaś, że się nie znamy? - zapytała
Caroline po czym zagryzła dolną wargę. Musiała to wiedzieć, już i tak
zbyt długo zwlekała z tą rozmową. - Nic dla ciebie nie znaczą lata
przyjaźni?
- Byliśmy dzieciakami! Po tym jak Harry rzucił mnie na
początku szkoły średniej dla tej... durnej, pustej jędzy... O niczym
innym nie marzyłam jak wyjechać i zapomnieć. - Uspokoiła się nieco.
Wspomnienia jej największej, nastoletniej miłości wróciły jak bumerang, z
tą różnicą, że bardzo niechciane i bardzo niespodziewanie.
- Ale
co z resztą naszej paczki? Harry i tak wyjechał w drugim semestrze do
Sheffield. Nie miałaś z nim w ogóle kontaktu odkąd z tobą zerwał.
-
Nie było tak łatwo wyrzucić go z pamięci, planowaliśmy wspólną
przyszłość. Mieliśmy razem jechać na studia, wynająć mieszkanie... - W
oczach Ines stanęły łzy. Przez wiele lat nie myślała o chłopaku, o
przyjaciółkach, a teraz znów musiała. Bo jej ojciec z premedytacją
postanowił je umieścić razem w mieszkaniu.
- Myślę, że twój ojciec
nie pamiętał o tym, gdy kazał mi się tu wprowadzić - przerwała jej
Iscariote. Domyślała się, jakie to musiało być dla niej ciężkie mieszkać
razem z nią, gdy próbowała wymazać ich z pamięci. - Harry nie jest
powodem, dla którego warto porzucać przyjaciół. Uwierz mi, nie tylko
tobie było trudno. Po tym, jak zaczęłaś się od nas odsuwać i po
wyjeździe Harry'ego mi także nie było łatwo. Pod koniec szkoły nasza
paczka zupełnie się rozleciała, pamiętasz? Nina skończyła wcześniej i
wyjechała na studia, już w drugiej klasie nasza sytuacja nie była
najlepsza. Później było już tylko gorzej, straciliśmy kontakt, ty
przyjechałaś tutaj z ojcem, ja zamieszkałam z Niną, Laura wróciła do
Polski...
- Było ci łatwiej, miałaś Ninę. Zawsze było wam łatwiej,
wasi rodzice się przyjaźnią więc miałyście stały kontakt, a ja? Ja
zostałam po wszystkim sama. Jeszcze ta durna decyzja ojca o wyjeździe do
Japonii!
- Mogłaś utrzymywać z nami kontakt. Pisać, dzwonić.
Zmieniłaś numer, mejla, a na portalach społecznościowych nie
odpisywałaś. Nic dziwnego, że i my postawiłyśmy na tobie krzyżyk. Nie
spodziewałam się, że James to twój ojciec, kiedy podpisywałam umowę,
choć nazwisko mogło mi dać do myślenia. - Dopiła kawę i odstawiła pusty
kubek do zlewu. - Gdybym wiedziała, poprosiłabym, żeby pomógł mi znaleźć
inne mieszkanie albo pokój.
- Roberts to dosyć popularne
nazwisko. Poza tym, nie mogłaś tego przewidzieć, żadne znaki na ziemi
czy niebie na to nie wskazywały. - Ines spojrzała z wyraźną niechęcią na
laptopa. - Chyba na dzisiaj skończę pracę, muszę się przespać.
-
Ładna zmiana tematu - parsknęła cicho śmiechem Caroline. - Wrócimy do
tej rozmowy, mamy dużo do nadrobienia. Ale naprawdę powinnaś się
przespać, wyglądasz koszmarnie.
- Dzięki - mruknęła szatynka,
zabierając laptopa i notatki ze stołu. - Jak zawsze jesteś szczera. -
Posłała jej jednak ciepły uśmiech. Pierwszy tak przyjazny i czuły. -
Porozmawiamy jutro. Dobranoc.
- Dobranoc. - Odprowadziła
przyjaciółkę wzrokiem do jej pokoju. Nie spodziewała się, że ta rozmowa
będzie tak spokojna i pójdzie tak gładko. Westchnęła wstając z krzesła i
idąc do swojego pokoju. Spojrzała na laptopa i pokręciła głową z
rezygnacją. - Praca jutro, dzisiaj relaks. - Położyła się w ubraniu na
łóżku i przymknęła oczy. Zmorzyła ją nagła senność, a cały stres, jaki
zbierał się w niej od kilku dni nagle odpłynął. Wyjaśniła sobie wszystko
z Ines, mogła znów nazywać ją swoją przyjaciółką i miała przynajmniej z
kim po ludzku porozmawiać. Bo o chłopakach z Alice Nine nie mogła tego
powiedzieć. Czekała ją jeszcze tylko rozmowa z Torą o wczorajszym
zajściu i będzie miała nareszcie święty spokój.
Nigdy się bardziej nie myliła.
czwartek, 22 stycznia 2015
Rozdział szósty
Trzy godziny później
siedziała w kawiarni niedaleko swojego mieszkania popijając herbatę i
rozmyślając nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Mieszała bezmyślnie łyżeczką w
filiżance wpatrując się w okno. W pewnym momencie ktoś się do niej dosiadł.
Spojrzała przed siebie i zamarła. Tora zdjął ciemne okulary i uśmiechnął się
pogodnie.
- Co tu robisz? –
zapytała zaskoczona.
- Wpadłem na
herbatę, a co innego? – zerknął na kilka toreb leżących przy jej krześle. – No,
nieźle. Zapewne długo chodziłaś za tyloma rzeczami, co?
- Na siłę próbujesz
podtrzymać rozmowę, co? – powiedziała uśmiechając się złośliwie.
- Jesteś niemiła
wiesz? Ja tu kulturalnie próbuję nawiązać konwersację, a ty się tak
zachowujesz… - prychnęła wstając od stolika. Wzięła torby z zakupami i ruszyła
do wyjścia pozostawiając nietkniętą herbatę. Mężczyzna poszedł za nią.
- Będziesz tak za
mną szedł jak jakiś psychopata? – zapytała odwracając się do niego przodem.
Czarnowłosy rozejrzał się dookoła i wciągnął ją w boczną uliczkę. Krzyknęła
cicho i opuściła torby, kiedy przygwoździł ją do ściany. Nachylił się i
pocałował ją delikatnie w usta. Tego się nie spodziewała. Po kilku sekundach
odsunął się od niej i odszedł z uśmiechem zakładając z powrotem okulary. Stała
tak jak ją zostawił mocno zdezorientowana. Wzięła torby i wróciła do
mieszkania. Ze zdenerwowania nie mogła trafić kluczem w zamek. Kiedy jej się to
wreszcie udało weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi opierając się o nie
plecami. Usiadła na podłodze. Nagle poczuła wibracje telefonu w kieszeni spodni.
Wyjęła Motorolę i otworzyła klapkę. Na wyświetlaczu pojawiła się nowa
wiadomość. Numer nieznany.
- Co jest? –
zapytała samą siebie i przeczytała smsa. Dzięki
za pocałunek. Zatrząsnęła się ze wściekłości. Zachował się jak ostatni
drań. Po kilku sekundach dostała następną wiadomość: Było miło. Ręce jej drżały kiedy rzuciła torby na fotel i weszła do
łazienki. Ściągnęła z siebie ciuchy i weszła pod prysznic. Zimna woda działa na
nią uspokajająco. Odetchnęła i pozwoliła, aby strumień obmywał jej ciało ze
zmęczenie. Piętnaście minut później wyszła z łazienki w krótkim białym
szlafroku wycierając włosy puszystym ręcznikiem. Włączyła laptopa i czekając aż
uruchomi się program sprzątnęła trochę ciuchów z podłogi. Sprawdziła pocztę,
dostała tylko jednego maila, od Niny. Przeczytała go szybko i uznała, że nie
warto odpisywać. Poczeka aż będzie miała co opowiadać z pobytu tutaj, wtedy
napisze. Nie chciała wspominać o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Wciąż nie
wiedziała, o co mogło gitarzyście chodzić. Ale przynajmniej mogła sobie teraz
zapisać jego numer. Tora podobał jej się odkąd tylko poznała Alice Nine. Kiedyś
był taki moment, że wyobrażała sobie, że są razem, że mu się podoba, że planują
wspólną przyszłość. Później dała się pochłonąć swojej pasji, i pracy zarazem, i
nie miała czasu myśleć o takich głupotach. Lata później śmiała się z tego, jaka
była naiwna i zakochana. Zakochana w kimś, kogo nigdy nawet na żywo nie
spotkała. Przestała sobie zaprzątać głowę idolami, skupiła się na pracy i
osiągnięciu czegoś w życiu, aby utrzeć matce nos, zrobić jej na złość, że bez jej
pomocy potrafiła do czegoś dojść, być kimś. Może dlatego była tak wściekła na
gitarzystę. Bo pozbyła się już takich dziecinnych marzeń i starała się żyć jak
dorosła. Postanowiła, że będzie musiała sobie uciąć z nim poważną rozmowę na
ten temat. Ale dopiero za kilka dni, powiedziała do siebie w myślach i zaczęła
jednak pisać wiadomość do przyjaciółki.
- Naprawdę to
zrobiłeś? Jak mogłeś? – zapytał ze złością Nao, patrząc gitarzyście w oczy.
Mimo późnego popołudnia wokalista zorganizował małe spotkanie. Chciał omówić
plany na najbliższe kilka miesięcy. Później wyszli na piwo do ich ulubionej
knajpy. Spędzali tam sporo czasu po próbach i nagraniach. Lubili się w ten
sposób odprężać po ciężkiej pracy. Hiroto i Shou zebrali się jednak około
dwudziestej, chcąc się wyspać. Mieli kilka dni wolnego. Dopiero w piątek mieli
sesję i wywiad do pewnego magazynu. Został tylko perkusista, basista i drugi
gitarzysta. Wszyscy byli już nieco podchmieleni i w miarę wesołych nastrojach,
skłonni do niebywałej szczerości i rozmów o życiu. Saga siedział jak na razie
cicho podczas ich rozmowy o nowej pani fotograf. Nie chciał się wtrącać,
widząc, że Nao zrobił się nerwowy, gdy Tora przyznał się, że dziewczyna mu się
podoba. A już naprawdę mocno się uniósł, gdy Tygrys powiedział, że ją
pocałował. – Znamy ją kilka dni, a ty już próbujesz jej się wpakować do łóżka!
- Spokojnie,
przecież i tak nie mam konkurencji. Bo nie powiesz mi, że ty, największy
odludek w zespole, chciałbyś się wokół niej zakręcić – zaśmiał się gitarzysta i
dopił piwo ze szklanki.
- Tora, przystopuj z
tym piwem, nikt cię do domu odwoził nie będzie – mruknął Saga, powstrzymując
przyjaciela przed zamówieniem kolejnego piwa. – Tym bardziej nikt cię nie odprowadzi,
bo ja już wychodzę – dodał, wstając ze swojego miejsca i zakładając kurtkę. –
Trzymaj się, Nao. Widzimy się w piątek. – Nie pożegnał się z gitarzystą. Nie
odzywał się, ale to nie znaczyło, że popierał zachowanie kolegi. Sam poczuł
pewną niechęć do jego szybkiego zachowania wobec Caroline.
- Nawet jeśli, to na
pewno nie powiedziałbym tobie. Zrobiłbyś wszystko, żeby ją przelecieć i
powiadomić o tym całą wytwórnię, byleby nikt inny się nią nie zainteresował –
prychnął perkusista, biorąc przykład z Sagi i także wstając. – Czasem zachowujesz
się jak napalony nastolatek, który chce zaliczyć wszystko, co ma cycki. Baw się
dobrze – mruknął na odchodne i wyszedł z baru. Co najlepsze, z premedytacją
zostawiając Torę z nieuregulowanym rachunkiem.
Rozdział piąty
Godzinę przed
obiadem siedziała w swoim pokoju gotowa stukając zawzięcie w klawiaturę. Była
strasznie zdenerwowana. Nie wiedziała co miałaby powiedzieć. Postanowiła więc
milczeć i odzywać się tylko wtedy, gdy zostanie o coś zapytana. Pisała właśnie
e-mail do swojej przyjaciółki z Londynu. Razem chodziły do szkoły średniej.
Wtedy trzymała się z nimi jeszcze jedna dziewczyna, Ines. Potem wyjechała.
Dlatego Caroline podejrzewała, że zna córkę swojego pracodawcy. Jednak Ines
chyba wymazała przeszłość ze swojej pamięci. Westchnęła i wysłała wiadomość.
Jak zwykle list był bardzo długi. Nie umiała pisać krótko. Lubiła przelewać
myśli na papier. Opowiedziała Ninie o wyjeździe do Japonii, o Alice Nine, o
Ines i ostatniej sesji. Zawsze mówiły sobie o wszystkim. Spojrzała na zegarek.
Pół godziny do przyjazdu Tory. Podeszła do okno i otworzyła je szeroko.
Przymknęła oczy delektując się delikatnym powiewem na swoje twarzy. Wzięła
gitarę i usiadła na parapecie. Zastanowiła się chwilę po czym zaczęła grać. Jej
pasją było tworzenie piosenek. Wiedziała jednak, że nigdy nikt ich nie usłyszy.
Grała te wszystkie melodie dla siebie. Zatraciła się w tej czynności, a ze
stanu uniesienia wyrwało ją natarczywe pukanie do drzwi. Nieprzytomnym
spojrzeniem omiotła pokój. Do sypialni weszła Ines, a za nią… Gitarzysta Alice
Nine. Uświadomiła sobie, że musieli słyszeć ją aż w salonie. Zawstydziła się
trochę po czym zeszła z parapetu i odłożyła gitarę. Amano patrzył na nią z niemałym
podziwem. Za to Ines wyglądała na nieco zazdrosną. Caroline dopiero teraz
popatrzyła na nich.
- Przepraszam za
spóźnienie – mruknął uśmiechając się z zakłopotaniem. – Trochę się zagapiłem…
- Pewnie jak stałeś
przed lustrem – powiedziała Ines z kpiną.
- Jak zawsze miła –
odciął jej się mężczyzna po czym podał ramię Caroline. Tamta wzruszyła
ramionami
i wyminęła go. Ines
była lekko zaskoczona jej zachowaniem. Tora najwidoczniej nie spodziewał się
tego i teraz szedł za nią w milczeniu. Otworzył przed nią drzwi na co ona w
ogóle nie zwróciła uwagi. Znowu pogrążyła się
w zdenerwowaniu i
nie była w stanie wykrztusić słowa. Wsiedli do samochodu i odjechali. Mężczyzna
skupił się na drodze ale od czasu do czasu zerkał na nią i uśmiechał się. Po
kilkunastu minutach byli na miejscu. Przed restauracją stała reszta zespołu i
menager.
- Przepraszamy za
spóźnienie – powiedziała Tora robiąc skruszoną minę. Shou zaśmiał się i wszedł
pierwszy. Zajęli stolik w rogu sali i zamówili posiłek. Chłopcy żartowali co
chwilę i śmiali się. Caroline siedziała jak na szpilkach bawiąc się to
pierścionkiem to bransoletką. James także czasami włączał się do rozmowy.
- Długo już jesteś
fotografem? – zapytał w którymś momencie Nao, a spojrzenie wszystkich
przeniosło się na nią. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a
Saga i Tora wymienili znaczące spojrzenia po czym uśmiechnęli się tajemniczo.
- Od czterech lat –
odpowiedziała cicho patrząc na swoje dłonie. Po chwili jednak podniosła pewnie
głowę do góry chociaż serce waliło jej jak młotem.
- Z tego co
słyszałem masz teraz dwadzieścia dwa, więc… Miałaś osiemnaście, gdy zaczęła,
prawda? – skinęła głową przytakująco.
- Tak, ale
zaczynałam od pracy w magazynach mody. Dopiero po jakimś roku po raz pierwszy
zatrudniono mnie do robienia zdjęć gwiazdom. I jakoś już tak zostało –
uśmiechnęła się delikatnie, a po chwili znów spojrzała w dół.
- Nie bądź taka
nieśmiała, przecież nie gryziemy – zaśmiał się Saga patrząc na nią uważnie.
- Nigdy nic nie
wiadomo – odcięła zanim zdążyła ugryźć się w język. Sakamoto nie odpowiedział
tylko oblizał wargi końcem języka. Atmosfera na chwilę zgęstniała, ale po
chwili podano deser i cała siódemka zajęła się lodami. Caroline nie odzywała
się już do końca pobytu w restauracji. Kiedy wyszli,
James pożegnał się z nimi i odjechał. Dziewczyna została sam na sam z
chłopakami. Rozmawiali o kolejnej sesji zdjęciowej. Potem Shou i Hiroto odeszli
w przeciwnym kierunku niż Tora, Saga i Caroline. Nao złapał taksówkę i pomachał
im na pożegnanie patrząc na gitarzystę nieukrywaną złością, kiedy ten objął Caroline
ramieniem.
-
Tora, nie pozwalaj
sobie na za dużo. Nie widzisz, że pani fotograf jest zakłopotana –
powiedział Saga ze śmiechem widząc jak na twarzy Iscariote pojawia się
wyraz głębokiego
zmieszania. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Jej uwagę przykuła
wystawa
sklepu odzieżowego. Miała szansę uciec od chłopaków. Jakoś nie miała
ochoty na
przebywanie z nimi sam na sam.
- Opuszczę was teraz
– powiedziała uśmiechając się sztucznie i skręciła gwałtownie tuż przed
chłopakami. Tamci zatrzymali się i spojrzeli na nią zdziwieni. Caroline weszła
do sklepu i odetchnęła z ulgą. Miała na trochę spokój. A skoro i tak była w
sklepie z ciuchami, mogła zaszaleć. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła
przeglądać wieszak z bluzkami. Wzięła kilka do przebieralni, aby zmierzyć. Po
tak stresującym dniu miała nareszcie chwilę, żeby oddać się swojej kolejnej
pasji. Zakupom!
Rozdział czwarty
- I jak ci się żyje
z nową współlokatorką? – zapytał z uśmiechem James siadając przed córką w
salonie jej mieszkania.
- Źle! – warknęła
zrywając się z fotela i zaczęła krążyć po pokoju.
- Jak to? – zapytał
mocno zaskoczony odpowiedzią Ines.
- Jest wredna i
perfidna! Zachowuje się jakby to było jej mieszkanie. Na dodatek nie obchodzi
jej nic poza gitarą, laptopem i aparatem!
- Przecież i tak
całe dnie będzie spędzała z Alice Nine. Musisz ścierpieć ją tylko w nocy! Czy
to tak dużo?!
- Właśnie! Z nimi!
Myślisz, że jak bym się z nią nie zamieniła miejscami?
- Ona jest
profesjonalnym fotografem! Ty chciałaś zostać tłumaczem…
- Zawsze jest tak
samo! Nigdy nie dajesz mi szansy stanięcia po drugiej stronie obiektywu! –
krzyknęła
i pobiegła do pokoju
trzaskając drzwiami z całej siły.
- Co to za hałas…? –
w progu drugiej sypialni stanęła blada Caroline. Wyglądała na skrajnie
wykończoną. Przetarła oczy rozmazując sobie przy tym makijaż.
- Nie wyglądasz
dobrze. Może zadzwonić po lekarza?
- Czasami dorosłe
kobiety zachowują się jak nastolatki – mruknęła ignorując jego pytanie i
wróciła do środka. Mężczyzna pokręcił głową ze zrezygnowaniem, po czym
westchnął ciężko i opuścił apartament. Obie były dorosłe, w tym samym wieku… A
tak się od siebie różniły. Jedna zachowywała się jak szesnastolatka, a druga
była tajemnicza i poważna. Chyba nigdy
nie zrozumiem kobiet, pomyślał.
- Cholera jasna – zaklęła Caroline. Ostatnio
przeklinanie weszło jej w nawyk. Robiła to bardzo często. Oczywiście zwykle
mając konkretny powód. – Gdzie jest ten pieprzony statyw?! – krzyknęła
wywalając całą zawartość szafy na podłogę, gdzie leżała już spora część jej
ubrań pospiesznie wyrzucony z garderoby. Ze złością zatrzasnęła drzwi szafy i
usiadła na fotelu wplatając palce we włosy w akcie krańcowej desperacji. Za godzinę
miała się spotkać z menadżerem Alice Nine i razem mieli pojechać na sesję
zdjęciową. Jeszcze była w rozsypce. Nie
ubrana, nie uczesana, a co dopiero makijaż. Na dodatek zapodziała statyw
aparatu. Po chwili, gdy już się uspokoiła uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Pod łóżkiem –
szepnęła i wyciągnęła stamtąd statyw. Odetchnęła z ulgą i zapakowała cały
sprzęt do czarnej torby. Wśród sterty ciuchów odnalazła czarne rurki, trampki,
szarą bluzkę i białą skórzaną kurtkę. Ubrała to na siebie błyskawicznie i wpadła
jak burza do łazienki. Zrobiła szybko makijaż i ułożyła jako tako włosy.
Chwyciła torbę i wyszła z sypialni zamykając ją na klucz. W apartamencie
panowała cisza co oznaczała, że Ines jeszcze śpi. Caroline była z tego powodu
zadowolona. Przynajmniej nie musiałaby wysłuchiwać narzekań dziewczyny na to,
że pracuje z Alice Nine. Przed apartamentowcem czekał już James Roberts. Jak
zawsze elegancko ubrany. Uśmiechnął się do dziewczyny w ogóle nie zawracając
sobie głowy tym, że wczoraj wyglądała jak śmierć. Mieli pół godziny dlatego nie
jechał zbyt szybko.
- Jak ci się mieszka
z Ines? – postanowiła poznać opinię Caroline. Może jego córka przesadzała…?
- Nie jest tak źle.
Nie wchodzimy sobie w drogę – odpowiedziała wymijająco patrząc na drogę.
Myślami błądziła zupełnie gdzie indziej. Zastanawiała się jacy chłopcy są
prywatnie. Nie mogła się doczekać spotkania ale też
i bała się go
trochę.
- Denerwujesz się? –
mimowolnie skinęła głową. – Nie musisz. Są naprawdę bardzo sympatyczni.
Uśmiechnął się do
niej pocieszająco na co ona odpowiedziała tym samym chociaż nadal była blada, a
dłonie jej drżały kiedy wysiadała z samochodu przed dużym budynkiem. Weszli po
schodach na drugie piętro skąd dochodziła gwar rozmów tłumu ludzi. Makijażyści
i fryzjerzy mijali się na korytarzu co chwilę znikając
w którymś z
pomieszczeń. James zaprowadził ją do obszernej sali, gdzie ustawione już były
dekoracje. Rozstawiła swój sprzęt i sprawdziła oświetlenie. Wszystko było w
idealnym porządku. Nie musiała się więc za bardzo wysilać. Po kilkunastu
minutach pięciu chłopaków weszło na salę i zaczęła się sesja. Caroline
całkowicie zapomniała o strachu i zdenerwowaniu. Po tej stronie obiektywu czuła
się pewnie i bezpiecznie. Była spokojna, że nie musi stać z tamtej strony.
Wreszcie była w swoim świecie. Naprawdę kochała robić to czym się zajmowała. A
gdy jeszcze miała okazję fotografować kogoś, kogo uwielbia… Była w siódmym
wręcz niebie. Po godzinie zarządzono przerwę. Caroline wyciągnęła laptopa i
usiadła na podłodze. Przejrzała wszystkie zdjęcia, które do tej pory zrobiła.
Uznała, że nie trzeba będzie ich powtarzać i z niejaką ulgą rozejrzała się po
pomieszczeniu. Zespół siedział na krzesłach w drugim końcu sali. Tora czasami
zerkał na dziewczynę ale ona
w ogóle się tym nie
przejmowała. Jak gdyby nigdy nic popijała sok z butelki patrząc to na
chłopaków, to na swój sprzęt. Kolejne dwie godziny później nareszcie skończyli.
Caroline odetchnęła głęboko. To była męcząca praca acz dawała wiele
satysfakcji. Otarła czoło rękawem bluzki i z wdzięcznością przyjęła butelkę
zimnej wody od… Właśnie. Kiedy wypiła połowę zawartości spojrzała na swoje
wybawiciela i zakrztusiła się. Kaszląc próbowała w ogóle na niego nie patrzeć.
Nabrała głęboko powietrza i spojrzała na Torę na nowo przybierając
nieodgadniony wyraz twarzy. Odkaszlnęła jeszcze kilak razy. Po chwili dołączył
do nich Shou i reszta zespołu. Najwidoczniej menadżer powiedział im, aby się
grzecznie przedstawili nowej pani fotograf.
- Sakamoto Takashi –
Saga ucałował wierzch jej dłoni na co ona zrobiła bardzo zdezorientowaną minę
ale po sekundzie zreflektowała się.
- Miło mi, Caroline
Iscariote – powiedziała uśmiechając się delikatnie ale w jej oczach nadal nie
było żadnych emocji.
- Kohara Kazamasa – powiedziała blondyn po czym przedstawił resztę zespołu. Kiedy rozmowa miała się
rozkręcić podszedł do nich James i położył dłoń na ramieniu Caroline.
Zorientował się jak bardzo dziewczyna jest zmieszana i zawstydzona wiec
wkroczył do akcji, aby uratować ją przed kompromitacją.
- Caroline na pewno
jest zmęczona. Odwiozę ją już do domu. Jeśli chcecie sobie porozmawiać to
umówmy się na obiad – powiedział patrząc wyczekująco na chłopaków. Shou skinął
z uśmiechem głową. Po kilku minutach wspólnego dogadywania się postanowili
zjeść razem obiad, jutro o 14:00 w eleganckiej restauracji w centrum.
Właściwie… Caroline nie miała na to żadnego wpływu. Na dodatek Tora zaoferował
się, że po nią przyjedzie, ponieważ pan Roberts musiałby nadkładać drogi. Mogę czuć się mocno wkopana, pomyślała z
rezygnacją kiwając głową na znak zgody.
- To świetnie.
Caroline, zbierz swój sprzęt i za dziesięć minut spotkajmy się przy wyjściu –
powiedział z radością i odszedł
załatwić formalności. Caroline stała chwilę przed chłopakami po czym w milczeniu
zebrała aparaturę i schowała do torby. Pożegnała się z nimi i szybko odeszła.
Kiedy stała przed budynkiem uświadomiła sobie, że zapomniała laptopa. Odwróciła
się napięcie z zamiarem powrotu i… wpadła na Nao. Trzymał w rękach jej laptopa
uśmiechając się pogodnie.
- Zapomniałaś czegoś
– powiedział oddając dziewczynie jej własność.
- Dziękuję bardzo.
Nie wiem co bym bez niego zrobiła – powiedziała z ulgą trzymając swoje
„dziecko”. Miała tam wszystkie zdjęcia i informacje. Laptop zawierał prawie
całe jej życie.
- To do zobaczenia
jutro – powiedział wesoło i wrócił do środka. Miał
rację, są naprawdę mili, pomyślała czekając na Jamesa. Po chwili przyszedł
i przepraszając ją za to, że musiała tak długo czekać odjechali.
Rozdział trzeci
Zza drzwi
apartamentu dochodziła głośna muzyka. Jednak i to nie było w stanie zagłuszyć
toczącej się
w środku kłótni.
Caroline ostrożnie uchyliła drzwi po czym powoli weszła do mieszkania.
Zostawiła swoje rzeczy na szafce w holu i ruszyła do salonu skąd dochodziły
podniesione głosy. Stojące tam osoby w ogóle nie przejęły się jej obecnością.
Wysoki chłopak krzyczał coś do niższej od siebie dziewczyny co chwilę żywo
gestykulując.
- Zamknij się –
wrzasnęła ciemnowłosa uderzając go w policzek. Tamten warknął jeszcze jakieś
wyzwisko
i wyszedł z
apartamentu po drodze popychając Caroline na ścianę. Syknęła z bólu ale nic nie
powiedziała.
- Ty jesteś
Caroline? – zapytała tamta nie patrząc na młodą Iscariote. – Przykro mi, że
byłaś świadkiem tego… Naszej kłótni.
- Nic się nie stało.
Uderzył cię? – podeszła do niej. Ines popatrzyła na nią spod grzywki. Miała
zaczerwieniony policzek. Caroline przytrzymała jej podbródek, kiedy chciała się
odwrócić.
- Nic mi nie jest –
rzuciła Ines wychodząc do łazienki. Louise pokręciła głową z politowaniem i usiadła
na oparciu fotela. Po kilku minutach wróciła lokatorka.
- Długo już tu
mieszkasz?
- Odką przyjechałam
do Japonii. Czyli jakieś cztery lata – odpowiedziała wymijająco.
- Rozumiem. Nadal mi
się wydaje, że skądś cię znam…
- Spotkałyśmy się
dzisiaj w hotelu.
- Faktycznie. Że też
cię nie skojarzyłam od razu! Ale jednak chyba znałyśmy się wcześniej, co, Ines?
– zapytała biorąc nacisk na jej imię.
- Czy ja ci w czymś
zawiniłam? – przyjęła postawę obronną. Zaczęła atakować, a takie zachowanie
zawsze wzbudza podejrzenia.
- Nie. Chodzi mi
tylko o to, że już się znamy – powiedziała spokojnie Caroline wyciągając paczkę
papierosów. Zapaliła jednego i zaciągnęła się dymem. Po chwili odkaszlnęła i
spojrzała uważnie na Ines. – Rzucam palenie. – mruknęła gasząc papierosa.
- A jeśli powiem, że
się znamy to dasz mi wreszcie spokój – była już mocno poirytowana zachowaniem
nowej. Nie podobało jej się to, że zaczęła się wtrącać w jej życie. Bardzo też
nie leżało jej, że to właśnie Caroline będzie pracowała z Alice Nine. Sama
wolałaby to robić ale ojciec jej nie pozwolił. Chciał zatrudnić profesjonalnego
fotografa.
- Może – Caroline
wzięła z holu torbę i gitarę po czym skierowała się do swojej sypialni.
Zamknęła się w środku i wyciągnęła laptopa. Położyła go na biurku i podłączyła
głośniki. Odpaliła sprzęt i włączyła muzykę. Właśnie leciała jej ulubiona
piosenka „Shunakshuutou” Alice Nine. Mogła tego słuchać godzinami. Usłyszała
ciche pukanie. Otworzyła drzwi i spojrzała na Ines chłodno.
- Przepraszam za
moje zachowanie. To wszystko przez tego chłopaka – zaczęła wyjaśniać dziewczyna
ze skruchą spuszczając głowę. Na ustach Louise pojawiło się coś, co można by
nazwać uśmiechem satysfakcji po czym zamknęła drzwi bez słowa. Podgłosiła
głośniki i rzuciła się na łóżko wsłuchując się w dźwięki „Burial Applicant” the
GazettE. Wiedziała, że zachowała się perfidnie i chamsko ale teraz jej to nie
obchodziło. Usiadła przed laptopem i zaczęła pisać maila do znajomej w Anglii.
Musiała się pochwalić, że jest w Kraju Kwitnącej Wiśni. Godzinę później
znudziło jej się wysłuchiwanie jaki to ten kraj nie jest wspaniały od koleżanki
i brutalnie zakończyła rozmowę pisząc, że właśnie idzie na spotkanie z A9.
Prychnęła widząc jak tamta zaczyna bombardować ją pytaniami na ich temat.
Wylogowała się i usiadła wygodnie na krześle zakładając ręce za głowę i
wpatrując się w okno.
- Ostatnie dzień
wolności – mruknęła i sięgnęła do jednej z kieszeni torby. Wyciągnęła małe
pudełeczko
w kolorze czarnym.
Weszła do łazienki i wypakowała zawartość tajemniczego pudełka. W
przeźroczystym woreczku widniał biały proszek. Po kilku minutach specyficznej
procedury wbiła sobie igłę w przedramię odchylając z ulgą głowę do tyłu. Lekko
ją zamroczyło po czym schowała cały sprzęt. Wyszła z łazienki i położyła się na
łóżku. Znów świat był przerażająco piękny…
Rozdział drugi
Podobało mu się to, że tak działał na
kobiety. Szczególnie na te ładne. A Caroline nie należała do brzydkich. Wręcz
przeciwnie. Ciemno-blond włosy miała mocno wycieniowane, a dwa dłuższe kosmyki
w kolorze różowym opadały swobodnie na ramiona. Jasne, niebieskie oczy otoczone
ciemnymi, długimi rzęsami, mały nosek i ładnie wykrojone
usta. Do tego zgrabna sylwetka, a choć była niewysoka nadrabiała oryginalnością
i urodą. Miała perfekcyjnie zrobiony makijaż w stylu Visual kei. Ubranie także
były odpowiednio dobrane. Kolejnym plusem było to, że obok niej leżała gitara w
czarnym pokrowcu. Większość dziewczyn zapewne by zemdlała widząc go, a gdyby
się do jakiejś fanki odezwał… Szał wśród publiczności. Ona traktowała go jak
gwiazdę acz
z dystansem.
Patrzyła na niego chłodno, a w jej spojrzeniu nie dostrzegł żadnych emocji.
Jeśli jej się podobał to umiała to bardzo dobrze ukryć. I to go intrygowało.
Na miejsce spotkania dojechali z
kilkuminutowym opóźnieniem. Wszystko przez korki na drodze. Dopiero teraz Tokio
zaczęła ją lekko przerażać. Nie wyobrażała sobie tego wszystkiego tak
dokładnie. Ten hałas, dzielnice tętniące życiem o każdej porze. Wzdrygnęła się
mimowolnie. Mężczyzna zauważył to ale milczał. Kiedy dotarli do apartamentu, w
którym mieszkał menager Alice Nine gitarzysta otworzył przed nią drzwi i
odprowadził ją do środka.
- Pokój numer 324 –
rzucił i wyszedł. Patrzyła za nim dopóki nie wsiadł z powrotem do limuzyny.
Westchnęła głęboko i wsiadła do windy. Z zamyśleniem oparła się o jedną ze
ścian. Nigdy nie lubiła jeździć windą. Cierpiała na lęk przed ciasnymi
pomieszczeniami. Próbowała się przemóc ale kiedy dotarła na drugie piętro
wcisnęła guzik, aby drzwi otworzyły się i wysiadła oddychając głęboko. Oparła
się o ścianę i odchyliła głowę do tyłu starając się uspokoić. Zaklęła po raz
kolejny tego dnia. Ktoś dotknął jej ramienia.
- Może w czymś
pomóc? – zapytała ciemnowłosa dziewczyna. Stanowczo nie była japonką. Na
dodatek także wyglądała dość nietypowo. Choć w tym kraju to było zupełnie
normalne. Końcówki włosów miała zafarbowane na blond. Mocny makijaż i czarne
ciuchy. Uśmiechała się niepewnie.
- Nie, nie trzeba –
mruknęła Caroline przyglądając się jej uważnie. W tej twarzy było coś
znajomego. Jeszcze ten styl… Dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się z
zamiarem odejścia. Tym razem to Caroline ją zatrzymała. – Zaczekaj… Czy my się
skądś nie znamy?
- Nie, raczej nie –
odpowiedziała zmieszana.
- Przepraszam,
musiałam cię z kimś pomylić – rzuciła Louise i weszła po schodach. Tak jest o wiele lepiej, pomyślała kiedy
stanęła przed drzwiami pokoju menagera Alice Nine. Zapukała i nie czekając na
odpowiedź weszła do środka. Mężczyzna siedział w salonie przed otwartym
laptopem i rozmawiał przez telefon. Kiedy stanęła w progu urwał i rozłączył
się. Wstał i nakazał jej gestem, aby podeszła.
- James Roberts,
miło mi. Ty to zapewne Caroline Iscariote? – i nie czekając aż coś powie
uścisnął jej krótko dłoń po czym przeszedł od razy do konkretów. Wyjaśnił
dziewczynie na czym polegać będzie praca i podał jej kontrakt oraz kwotę
wynagrodzenia. Bez wahania złożyła podpis na podsuniętej kartce. Teraz już nie mogę się wycofać, przemknęło jej przez myśl i uśmiechnęła
się. James podał jej karteczkę w adresem i numer swojej komórki.
- Tam będziesz
mieszkać przez czas pobytu w Japonii. Wszystko jest z góry opłacone. Gdybyś
czegoś potrzebowała dzwoń. Jeśli ci to nie przeszkadza, mieszkasz w
apartamencie z moją córką, Ines.
- Nie, nie będzie mi
przeszkadzało. Dziękuję – odpowiedziała i wyszła. Kiedy opuściła mieszkanie
oparła się plecami o ścianę zagryzając wargi, aby nie zacząć krzyczeć ze
szczęścia. Właśnie spełniały się jej marzenia. Była w Japonii i na dodatek
miała pracować z Alice Nine.
Rozdział pierwszy
- Cholera jasna! –
zaklęła niska dziewczyna stojąc na lotnisku. Ludzie patrzyli na nią jak na
wariatkę kiedy kopnęła swoją walizkę ze wściekłością. Wzbudzała lekki niepokój.
Szczególnie jej oryginalna fryzura. Ciemne włosy mocno wycieniowane z blond
pasemkami i dwoma dłuższymi kosmykami opuszczonymi na ramiona
w kolorze różowym.
- Może w czymś
pomóc? – zapytał uprzejmie strażnik obcinając ją uważnym spojrzeniem od góry do
dołu i na odwrót. Ubrana też była dość nietypowo. Krótkie czarne spodenki,
długie skarpetki za kolana w czarno-białe paski, do tego glany i czarna
kamizelka narzucona na szarą bluzkę z długim rękawem z nadrukiem „GAZEROCK IS
NOT DEATH!”. Nie wzbudziła sympatii ani współczucia ale jego obowiązkiem było
pomaganie obywatelom. Nawet tym, którzy wyglądem odbiegali od normy.
- Jeśli da rady pan
wrócić ten samolot to proszę bardzo – odpowiedziała chamsko i rzuciła mu wrogie
spojrzenie. Wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego.
- Panienko, tu nie
wolno palić – skarcił ją mężczyzna.
- A gdzie tak pisze?
– syknęła wypuszczając dym ustami. Strażnik już poirytowany jej wulgarnym
zachowaniem wskazał tabliczkę, na której pisało „Zakaz palenia” i spojrzał na
nią z satysfakcją. Westchnęła i zgasiła papierosa o podeszwę swojego buta po
czym wrzuciła peta do kieszeni munduru mężczyzny i odeszła z kpiącym uśmiechem
na ustach. Strażnik podszedł do niej i zatrzymał ją kładąc jej dłoń na
ramieniu. Dziewczyna błyskawicznie odwróciła się zrzucając jego rękę. W jej
oczach można było dostrzec żądzę mordu.
- Nigdy więcej mnie
nie dotykaj – warknęła i odwróciła się napięcie. Mężczyzna stał
zdezorientowany. W końcu pokręcił głową z politowaniem i zajął się
patrolowaniem innej części poczekalni.
Na jej szczęście następny samolot odlatywał
za pół godziny. Postanowiła zaczekać w kawiarni, gdzie mogła w spokoju wypić
poranną kawę, której niestety nie zdążyła zrobić sobie rano. Czas oczekiwania
minął zaskakująco szybko. Kiedy już siedziała wygodnie w samolocie mogła
nareszcie się odprężyć. Ten strażnik zszarpał jej nerwy, które i tak nie były w
dobrym stanie od kilku tygodni. Jej ojciec na nowo zaczął pić, a matka
wyprowadziła się od niego do swojej siostry. Planowali się rozwieść. Caroline w
ogóle to nie obchodziło. Przestała się interesować sprawami rodziny, kiedy
matka zagroziła, że ją wydziedziczy za wygląd. Teraz miała własne mieszkanie na
przedmieściach Londynu i matka nic jej nie mogła zrobić. Właściwie… Teraz była
bogatsza od niej więc miała gdzieś spadek. Była wolna i niezależnie od tego czy
rodzice się zgodzili czy nie – leciała do Japonii. Rozsiadła się wygodnie i
założyła słuchawki. Odprężenie i senność przyszły niewiadomo kiedy i dopiero
stewardesa obudziła ją kilka minut przed lądowaniem. Kobieta uśmiechnęła się do
niej i podała jej szklankę wody. Tak,
takie życie mi odpowiada, pomyślała odwzajemniając uśmiech.
Po wylądowaniu zaczęła się zastanawiać co
dalej. Nie słuchała instrukcji szefa od czasu, gdy wspomniał o Alice Nine.
Przestała wtedy kontaktować ze światem rzeczywistym. Nie wiedziała co ma dalej
robić. Zrezygnowana usiadła na ławce przed poczekalnią. Odchyliła głowę do tyłu
patrząc w niebo, które z każdą chwilą co raz bardziej ciemniało. I co ja mam robić? – przemknęło jej
przez myśl. Mogłam słuchać Daniela,
jęknęła w duchu.
- Caroline
Iscariote? – spojrzała na stojącą przed nią osobę i… dech jej zaparło. Tora we
własnej osobie, stał sobie najspokojniej w świecie przed nią i na dodatek
odezwał się do niej.
- T-tak –
odpowiedziała po angielsku. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że już
nie jest w swojej ojczyźnie. – Tak, to ja. – dodała po japońsku. Mogła wreszcie
wykorzystać to, czego uczyła się przez prawie pięć lat.
- Mam cię zawieźć do
naszego menagera – skinęła głową i wsiadła do czarnej limuzyny. Mężczyzna
usiadł naprzeciwko niej i zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Odwróciła wzrok
wpatrując się w widoki za oknem. Tora uśmiechnął się z satysfakcją.
PROLOG
Na ten wyjazd
szykowała się już od ponad trzech miesięcy. Wtedy właśnie dowiedziała się, że
ma zostać osobistym fotografem pewnego zespołu muzycznego. Nie mogła się
doczekać spotkania z nimi. Traf chciał, że była wielką fanką tego zespołu
j-rockowego. Alice Nine – szalała za nimi od czterech lat, czyli odkąd
powstali. Już wtedy interesowała się Japonią, tamtejszą muzyką i kulturą.
Jednak nigdy nie wierzyła, że uda jej się ich zobaczyć i posłuchać na żywo. A
tu taka okazja puka do drzwi. Zgodziła się bez namysłu wyjechać w zupełnie
nieznane miejsce. Dobrze, że miała sporo czasu na przygotowanie się. Planowała
kiedyś wyjechać do Japonii, dlatego zbierała pieniądze od kilku lat. Odkąd
została profesjonalnym fotografem. Pracowała już z takimi gwiazdami jak Orlando
Bloom, Emma Watson czy Keira Knightley. Teraz mogła wreszcie spełnić swoje
marzenia. Pojechać do ukochanego kraju i zobaczyć, a nawet pracować z Alice
Nine. Była strasznie podekscytowana i ostatniej nocy przed wyjazdem w ogóle nie
mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok leżąc na łóżku i co chwilę patrząc na
zdjęcie zespołu. Lubiła ich styl i muzykę, ale najbardziej podobał jej się
Tora. Od zawsze czuła coś do gitarzystów. A jeszcze jak taki od czasu do czasu
założył okulary… Uch, mogła patrzeć na niego godzinami. Ale nie tylko na niego.
Fakt, że A9 i the GazettE się znają podniecała ją jeszcze bardziej.
I z tego całego podekscytowania spóźniła się na samolot.
I z tego całego podekscytowania spóźniła się na samolot.
Subskrybuj:
Posty (Atom)